Słuchajcie, w życiu jest tak, że człowiek często kieruję się intuicją, przeczuciem no i oczywiście zdrowym rozsądkiem . W swojej główce ułożyłam noworoczny plan, że tak na 200 % chcę zajmować się garncarstwem i ceramiką (bo to mi w duszy gra). Przy tym człowiek ucieka od wszystkich bolączek świata. Zawsze chciałam mieć swoją pracownię, bo
tyle czasu szyję swoje anioły i inne pierdołki oraz lubię odnawiać stare meble i różne rzeczy. Trwało to wszystko blisko rok. No i przystąpiłam do realizacji planu. Szukałam w internecie, czytałam o różnych warsztatach, szkoleniach, kursach….ale wszędzie brakowało mi tego czegoś…..Wszystko to było takie jakieś sztampowe, takie bez duszy: idziesz szkolisz się i dziękuję, a w dodatku w Olsztynie brak takich warsztatów spowodował, że musiałam szukać gdzieś indziej. Tempo moich poszukiwań raz przyspieszało i raz zwalniało. Zależało też od mojego samopoczucia. Znowu trafiłam na rehabilitację, fajni ludzie i znowu się nakręciłam, ale to już był chyba maj. Potem trafiłam do drugiego szpitala….no i tak…. Co niektórzy jak mówiłam, co mi chodzi po głowie to
wybuchali śmiechem. Hahaha …garnki będziesz lepić, a co ty z tego będziesz miała…..Postanowiłam przestać o tym mówić a wziąć się do realizacji planu. Dzwoniłam, rozpytywałam się jak by to wyglądało, ale to dalej nie to…i natrafiłam w końcu na stronę Piotra Skiby i od razu wiedziałam, że ja muszę jechać tam właśnie do Niego. Poczytałam jak on mówi o garncarstwie i obejrzałam filmik p.t. Kreatywni z 1 grudnia 2016r.. Mieszka on wraz z rodziną w Jadwisinie – 20 km od Lublina. Zbliżał się grudzień a ja wiedziałam, że do końca roku zostało niewiele czasu…..Zadzwoniłam do Piotra i wiedziałam, że mój wybór jest doskonały – odezwał się miły , ciepły głos i od słowa do słowa …utonęłam w glinie, garnkach i innych szkliwach… Jestem osobą niepełnosprawną i wtedy zostało mi tylko trzymać kciuki, żeby dostać dofinansowanie. Na swojej drodze naprawdę spotkałam wiele życzliwych mi osób, które pomogły mi zrealizować plan, za co jestem im bardzo wdzięczna. Udało się i wyjechałam do Piotra Skiby na naukę, niczym Wawrzuś ze wsi Poręba z książki pt. „Historia żółtej ciżemki”. Wawrzuś uczył się rzeźbienia w drewnie u samego mistrza
Stwosza, a ja pojechałam na nauki do mistrza Piotra Skiby. Dojechałam do Jadwisina –
(ode mnie 400 km) na indywidualny kurs garncarstwa i ceramiki. Piotr i Jego żona Małgosia to ciepli i kochani ludzie. Prowadzą też gospodarstwo agroturystyczne, więc mieszkałam u nich. Małgosia doskonale gotuje i nawet kawa uśmiechała się do mnie, gdy przynosiła nam do pracowni. My natomiast z Piotrem w pocie czoła wytaczaliśmy kilogramy gliny, która nie zawsze poddawała się woli toczącego…. Patrzyłam na Piotra jak sroka w kość i wsłuchiwałam się gdy mi tłumaczył spokojnym głosem. Ja oczywiście pilna uczennica chłonęłam wszystko jak gąbka. Teoria toczenia i lepienia z gliny teorią, ale resztę umiejętności trzeba sobie wypracować, wytoczyć, wyćwiczyć, znaleźć swój sposób na nią. Piotr przyglądał się jak ja toczę z tym żywym materiałem „walkę”, robiłam podchody, najazdy, podjazdy, gładziłam, prosiłam a ona i tak potrafiła stawiać czynny opór, ale Piotr zawsze przychodził z rozejmem. Zadziwiające w tym wszystkim jest to, że nie zawsze glina
pozwoli nam zrobić to co byśmy chcieli.
Zaczynam robić jedno, ale w trakcie toczenia jest nowa wizja jak u pomysłowego Dobromira – widzę kształt i nie ważny jest wcześniejszy zamysł tamto zrobię później….
Bardzo miło wspominam grudzień, gdy uczyłam się „rzemiosła” u Piotra Skiby – mojego mistrza, gdzie czułam się tam jak ryba w wodzie. Niestety, czas nieubłagalnie leci i trzeba
było wracać do domku na Święta Bożego Narodzenia …. wracać ….ale z prezentami garncarskimi, ulepionymi własnymi rękoma i najważniejszym na świecie wykonanym planem